Marcin Prokop dosadnie o spięciach Szymona Hołowni w Sejmie. „To nie są dla niego godni przeciwnicy”
Marcin Prokop i Szymon Hołownia są znani szerszemu gronu odbiorców ze wspólnego prowadzenia programu „Mam talent”. Wiadomo jednak, że panowie poznali się kilkanaście lat wcześniej. Otóż kiedy Prokop był redaktorem naczelnym magazynu „Machina”, zaproponował dziennikarzowi, który dopiero co wyszedł z zakonu, tekst, który miał być swego rodzaju prowokacją.
Szymon Hołownia wówczas został na chwilę pracownikiem sekstelefonu i zrobił z tego reportaż wcieleniowy. Choć stworzył materiał, nie dostał za niego zapłaty ze względu na problemy finansowe czasopisma. – Zamiast dać mu kasę, wziąłem go na obiad, pogadaliśmy o życiu i tak zaczęła się nasza znajomość – wspominał Marcin Prokop. Ich przyjaźń trwa do dziś, o czym dziennikarz opowiedział w najnowszym wywiadzie.
Marcin Prokop o umiejętnościach Szymona Hołowni
Marcin Prokop udzielił wyczerpującego wywiadu Michałowi Misiorkowi z „Plejady”, w którym wspomniał m.in. czasy realizacji „Mam talent” u boku Szymona Hołowni. Okazuje się, że jeden z pracowników TVN-u dostrzegł chemię między prezenterami podczas przeglądu prasy w "Dzień Dobry TVN", dzięki czemu ich duet zaangażowano później do talent-show.
– Wyszliśmy poza ramy typowej konferansjerki, polegającej na czytaniu z promptera napisanego wcześniej tekstu. Szyliśmy z głowy i obserwowaliśmy swoje reakcje. Przypominało to trochę improwizację dwóch jazzmanów, którzy potrafią odnaleźć się ze sobą na jednej scenie. Dość bezczelnie odrzucaliśmy wszystkie konwencje, w które próbowano nas wpasować – zdradził Marcin Prokop, mając na myśli to, że obaj odmówili pisania dla nich tekstów w programie, lecz „szli na żywioł”.
Dziennikarz ujawnił, że nie był zaskoczony, kiedy Szymon Hołownia zdecydował się iść w kierunku polityki, gdyż „już wcześniej się na to zanosiło”. Dziś jego zachowanie na stanowisku Marszałka Sejmu określa słowami: „klasa i kompetencja” i dodaje, że jest pod wrażeniem jego umiejętności, lecz nie tych, które cenią pozostali obserwatorzy.
– Moje uznanie wobec Szymona ulokowane jest chyba gdzie indziej niż większości obserwatorów, zachwycających się jego celnymi puentami i kąśliwymi ripostami oraz rozsadzaniem awanturujących się posłów po kątach. Umówmy się, że nie są to dla niego godni przeciwnicy – większość z nich to ludzie o pośledniej inteligencji, niezbyt lotni, nadrabiający swoje braki ostentacyjną butą, hucpiarstwem i krzykactwem. Nic dziwnego, że Szymon gasi ich jak pety. Dużo bardziej imponuje mi jego umiejętność emocjonalnego wytrwania i zachowania zimnej krwi w okolicznościach, gdzie musi sobie radzić całkiem sam – zdradził.
Marcin Prokop stwierdził także, że „nie zauważył, by na poziomie kumpelsko-towarzyskim Szymon zmienił się na gorsze”. Przyznał jednak, że ich relacje wyglądają dziś już całkiem inaczej. – Nie możemy już pójść do knajpy, posiedzieć wieczorem przy winku i poplotkować, jak robiliśmy wcześniej – powiedział.
Zdradził też, że ostatnio odwiedził Szymona Hołownię w jego gabinecie, co wiązało się m.in. z tym, że musiał wcześniej schować telefon do specjalnego pudełka, które zapobiega nagrywaniu rozmów. – Co chwilę przychodzili do niego ludzie znani z pierwszych stron gazet, którzy podsuwali mu jakieś dokumenty do podpisu lub chcieli z nim porozmawiać. Siedziałem tam, jadłem sejmowe ciastko i czułem się, jakbym oglądał telewizję – dodał Marcin Prokop w „Plejadzie”.